TVP Info zaprosiła mnie do udziału w programie „Bez Retuszu”. Podszedłem, mimo, że to akurat z tej stacji popłynęła w świat informacja, jakobym był winien niedawnej podwyżce cen za przejazd autostradą A2. Jako minister transportu i gospodarki morskiej w rządzie SLD-UP podpisałem bowiem w roku 1997 koncesję na jej budowę i eksploatację spółce Autostrada Wielkopolska SA. I to rzekomo na 40 lat, całkowicie przy okazji pozbawiając państwo wpływu na ceny za przejazd! W medialnej nawałnicy nazwa spółki ginie zresztą, przywalona skrótem „Autostrada Kulczyka” i jest symbolem takiego rodzaj powiązań państwa z prywatnym kapitałem, który sprawia, że dobre interesy w tym związku zwykle robi prywatny kapitał.
Co wspólnego mają podpisane przeze mnie trzy koncesje na budowę trzech odcinków A2 od Świecka do Strykowa z późniejszymi o 21 lat podwyżkami za przejazd? Nic!
„Moja” koncesja (z 12.IX.1997 r.) stanowiła, że cała trasa miała powstać w ciągu 8-10 lat i wszystko, co łączyło się z określeniami „budowa” i „eksploatacja”, było pod kontrolą państwa. Jeśli koncesjonariusz w uzgodnionym terminie nie zdołałby zgromadzić środków na całą inwestycję, lub gdyby zaliczył opóźnienie w rozpoczęciu budowy, umowa mogła być natychmiast zerwana z jego winy. Nie zgromadził, nie rozpoczął, a mimo to niczego nie zerwano. Dlatego, że w wyniku wyborów w roku 1997 władzę w kraju objął rząd AWS-UW. Od lipca 1998 roku do października 2000 r. koncesjonariusz zawarł z rządem AWS-UW cztery (4!) aneksy, całkowicie zmieniające umowy, które podpisywałem w roku 1997.
„Moja” koncesja została wydana na 30 lat - nie na 40, jak jest obecnie. 100 kilometrów miało kosztować 13 złotych - a nie, jak dziś, 40 lub nawet 60 zł, jak podają media. Pierwotnie zapisano także, że wszelkie podwyżki powinny uzyskać zgodę ministra Transportu i Gospodarki Morskiej. Koncesjonariusz mógł ją dostać, albo nie.
Moi następcy w kolejnych rządach sukcesywnie te rygory rozluźniali, czyniąc życie Autostrady Wielkopolskiej SA coraz przyjemniejszym.
Sprostowania więc nieprawdziwej informacji, jakobym to ja tego piwa nawarzył oczekuję od TVP Info. Na razie nadaremno. Słyszę, że zapraszając mnie do studia i czyniąc mi okazję do powiedzenia, jak było naprawdę, redakcja uważa, iż naprawia tym samym swój błąd. Tylko, że ja i bez tych zaproszeń wiedziałem, co podpisywałem. Nie ja rozpowszechniłem nieprawdziwą wersję zdarzeń i nie ja sam siebie wskazałem palcem, jako winnego dzisiejszego skandalu z opłatami za przejazd A2. Krzywdę powinien naprawić ten, kto ją wyrządził. W tym przypadku ten, który podał do wiadomości publicznej nieprawdę.
Mam nadzieje, że tak się w końcu stanie i cała sprawa nie będzie musiała skończyć się w sądzie. Na razie co prawda na to się nie zanosi, ale niech żywi nie tracą nadziei…
Dodam dla porządku, że treść sprostowania, którego żądam znajdą Państwo na moich stronach internetowych.
Prof. Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego